Cóż to były za przejścia :) :
- Taśma wcale nie chciała się
przylutować do ścieżek. Dlaczego? Nie wiem, po prostu jej nie
'łapało'. Po kilku eksperymentach odnalazłem jakiś środek zastępczy:
trzeba najpierw ocynować ścieżki, a więc pokryć je cyną 'z rolki'. Po
tym zabiegu taśma lutuje się pięknie, jednak przypomina górzysty
krajobraz (co chwila górki i dołki). Z tego wniosek, że nadprogramowa
cyna tylko częściowo pomaga, potem jest jej po prostu zbyt dużo. Także
zwiększa się strasznie czas: mam do zalutowania 4 ścieżki per wafel,
raz ocynowując, a raz lutując taśmy, to daje 36 * 4 * 2 = 288 lutowań.
- Wafel rusza się na boki, co chwila odjeżdża, a tutaj trzeba trzymać
jeszcze lutownicę i taśmę. Trzeba popracować na koordynacją tego bo znów
zwiększa się czas.
- Po kilku uszkodzonych waflach bałem się, aby nie uszkodzić kolejnych, co przerodziło się w stres. Wniosek jest taki, że trzeba cały czas uważać. Nie ma momentów kiedy można mniej uważać, a kiedy więcej. Po prostu trzeba uważać cały czas.
- Nie mogłem znaleźć dobrego podłoża na którym mógłbym lutować, gdyż wafle przewodzą całe ciepło jakie dostaną z lutownicy. Jeden wafel lutowałem na plastikowej desce kuchennej ... i się przylutował do niej bez szans na oderwanie w jednym kawałku.